国立広島・長崎原爆死没者追悼平和祈念館 平和情報ネットワーク GLOBAL NETWORK JapaneaseEnglish
 
Select a language / Polskie (Polish・ポーランド語) / Video testimonial (Obejrzyj dokument)
Kodaka Miyoko (KODAKA Miyoko)
Płeć Kobieta  Wiek w momencie zrzucenia bomby 20 
Data zebrania wspomnień 2015.9.29  Wiek w momencie zebrania wspomnień 91 
Miejsce pobytu podczas eksplozji Hiroszima(Odległość od hipocentrum:1.9km) 
Zbiory biblioteczne Państwowa Izba Pokoju i Pamięci Ofiar Bomby Atomowej w Hiroszimie 
Dubbing/
Napisy
Napisy 
Świadectwa ofiar bomby atomowej  wspomnienia z Hiroszimy
 
Kodaka Miyoko.  W momencie zrzucenia bomby :  20 lat
Miejsce pobytu podczas ekspolozji : Hiroshima, Enkobashi-cho, odległość od hipocentrum ok. 1,9 km
Kodaka Miyoko, wiek w momencie zebrania wspomnień:  91 lat.
W momencie zrzucenia bomby miała 20 lat. Mieszka obecnie w prefekturze Kioto.
Data zebrania wspomnień 29 września 2015 r. "
Kiedy płukała ryż na klepisku w domu przy ulicy handlowej, ujrzała niesamowity błysk. Gdy się ocknęła, znajdowała się na drugim piętrze sąsiedniego domu.
Kodaka Miyoko, wiek w momencie zebrania wspomnień:  91 lat.
W momencie zrzucenia bomby miała 20 lat. Mieszka obecnie w prefekturze Kioto.
Data zebrania wspomnień 29 września 2015 r.
To było jak żywe piekło na ziemi z niewyobrażalnymi dla tego świata ofiarami nalotu, niemożliwymi do rozróżnienia na młodych i starych, na kobiety i mężczyzn. "
Cierpiąc z powodu następstw wywołanych eksplozją atomową, została jednym z pierwszych oskarżycieli zbiorowego pozwu o uznanie choroby popromiennej, który rozpatrzono pozytywnie.  "
Życie w Hiroszimie
Mąż, bodaj w kwietniu, został gdzieś oddelegowany, choć zawsze pracował w Hiroszimie, ale gdzie go przenieśli, tego nie wiem.
Kiedy go zapytałam dokąd jedzie, odpowiedział tylko: „Nawet i ja tego nie wiem.” Wszystko owiane było tajemnicą.
„Nawet ja tego nie wiem”, „Powiedzieli mi tylko, że mam tam pojechać, więc jadę.” „Sama musisz tu zostać"", powiedzial. "
W takich sytuacjach czułam się strasznie bezradna, bo w tamtym czasie wielokrotnie bombardowano Kure i miasto było całe spalone. A ja nie chciałam zostać sama.
Zamknęłam drzwi domu na klucz, zostawiłam wszystkie swoje rzeczy rozrzucone, i nie zamieniając nawet słowa ze starszą sąsiadką ze sklepu metalowego, pojechałam do prefektury  Yamaguchi.
W prefekturze Yamaguchi mieszkała młodsza siostra i młodszy brat mojej matki.  Myślę, że byłam tam około dziesięciu dni.
Właściciel mojego domu skarżył się, że za każdym razem jak przychodził, to mnie nie było. „Zróbże coś wreszcie! Wszystko takie porozrzucane,” mówił do sąsiadki ze sklepu metalowego.  "
Na to ona do niego: „No, a co ja mogę? Nie ma rady, zabiorę jej rzeczy do siebie!” I wszystkie moje klamoty przeniosła do swojego sklepu metalowego.
Potem, kiedy zapytałam: „Więc gdzie mam wrócić z tą rybą, co ci przywiozłam?”, odpowiedziała mi : „Ty już tu nie masz gdzie wracać.”
Powiedziałam, że wejdę na pierwsze piętro, a kiedy tam weszłam, zobaczyłam, że pełno tam było moich rzeczy. „Ojej!” wykrzyknęłam. A było to pierwszego sierpnia.
W sklepie metalowym pana Segawa mieszkali wszyscy: babcia i młody wujek, kuzyn mojego ojca oraz jego żona, Hanako,
i dziecko tej Hanako, rok ode mnie młodsza, 19-letnia Toshie,
i dziewczynka nazywana Akkochan, która skończyła żeńską szkołę średnią i uczęszczała do jakiejś szkoły pomaturalnej.
Potem był jeszcze 4-letni chłopczyk, Toshinobu. To w sumie było ich sześcioro w rodzinie. I tam spędziłam sześć dni.
Szósty sierpnia
Dawniej, inaczej niż teraz, kuchnia nie była częścią i przedłużeniem pokoju, ale na dole było wydłużone klepisko. Trzeba było zakładać sandały geta.
Babcia siedziała na macie tatami przeznaczonej do picia herbaty i coś tam, a ja siedziałam odwrócona plecami i z całych sił starałam się wypłukać i oczyścić ryż wodą z kranu.
Babcia na to do mnie: „Miyoko, tobie to dobrze, nie masz żadnych problemów.” Na to ja ją pytam: „A babcia ma jakieś problemy?”
Babcia : „Ty teraz musisz w tajemnicy kupować ryż za około 20 jenów. To jest strasznie drogo!” „Ty tak pewnie nigdy nie myślałaś,” odrzekła.
Na to ja jej mówię, że ja w ogóle nigdy o tym nie myślałam. I wtedy właśnie, o godzinie 8 minut 15 nagły błysk rozświetlił świat.
Nie dało się nawet otworzyć oczu, tak to było potężne. Niesamowity błysk, ale inny niż błyskawica.
W momencie, kiedy pomyślałam, co to może być, babcia wykrzyknęła: „Toshinobu” i wybiegła. Tylko to wyraźnie pamiętam z tamtej chwili.
Kiedy wróciłam do siebie, rozejrzałam się wokoło i pomyślałam, gdzie się wszyscy nagle podziali ? W tamtych czasach frontowe ściany dwupiętrowych domów w dzielnicy handlowej były wąskie.
Na dachu dwupiętrowego domu moich sąsiadów był ogród, podobnie jak dach domu towarowego, który był też ogrodem.
Ponieważ spadła bomba, sąsiedni dom nieomal się nie zawalił. Tamten też był wysoki na dwa piętra.
Pomyślałam : „Oh! Co ja robię w takim miejscu?” A kiedy się zastanawiałam, co mogło się stać z moim domem, zobaczyłam, że tamten się całkowicie rozpłaszczył, bo był drewniany.
Kiedy sąsiedni dom zegarmistrza zaczął pękać skrzypiąc, zbiegłam z piętra i wyskoczyłam z domu.
Pomyślałam, że najpierw trzeba ratować tych troje, co się znaleźli pod gruzami zawalonego domu. Zaczęłam wołać najmniejszego, czteroletniego chłopca Toshinobu.
Jakoże dzieciaki potrafią wydostać się z najmniejszej szczeliny, tak i ten mały zaraz wyszedł.
„Ojej, jak to dobrze, Toshinobu, nigdzie się stąd nie ruszaj,” powiedziałam. Ja teraz muszę pomóc twojej babci i starszej siostrze, więc stój tu spokojnie”.
Z kolei teraz krzyczałam: „Toshie! Toshie!” Kiedy spadła bomba, 19-letnia Toshie leżała w łóżku chora na gruźlicę.
„Toshie, ja wsunę moją rękę do czegoś na kształt dziury, to jak ją zobaczysz, a będziesz gdzieś w jej pobliżu, złap za nią.
Nawet jeśli jesteś lekko ranna na buzi, to i tak cię uratujemy.” „Ja cię będę ciągnąć do góry, ale ty też razem ze mną się podciągaj.”
Jak ja to powiedziałam, Toshie mi potwierdziła, prosząc mnie o pomoc. Złapała mocno za rękę. „Raz, dwa, raz, dwa” i z całej siły ją wyciągnęłam.
Toshie nie była zbyt poważnie ranna. „Poczekaj. To teraz kolej na babcię.” Powiedziałam do Toshie i krzyknęłam: „Babciu!” „Miyoko, pomóż mi, błagam, pomóż!”, usłyszałam.
„Gdzież ona może być”, myslałam. Szukałam i szukałam, aż wreszcie ją znalazłam przywaloną wielką poprzeczną belką z sufitu (kaletnicą).
Zdałam sobie wtedy sprawę, że babci przydarzyła się straszna rzecz.
Jeśli ja tę belkę ruszę, to wszystko pospada na nią z góry, i ja zginę, i zginą inni ludzie.
Odezwałam się więc do niej: „Babciu, poczekajże chwileczkę, proszę. Wiem, że jest ci ciężko, ale poczekaj.”
Wszyscy w okolicy znali blisko stuletnią babcię, która prowadziła ten sklep metalowy.
Myślałam, że na ten dom bezpośrednio spadła bomba, więc kiedy miałam prosić sąsiadów o pomoc
i wyskoczyłam szybko na zewnątrz, myśląc, że jak powiem, że babcia Segawa leży przywalona belką a ja proszę o pomoc, to mi ktoś pomoże.
Tragiczna sytuacja tuż po bombardowaniu
Kiedy wyszłam, zobaczyłam tam ludzi, poparzonych przez bombę, ze zwisającą skórą z twarzy i ramion, całkowicie zwęgloną.
Skóra zwisała pionowo w dół i się sklejała, więc wszyscy mieli wyciągnięte ramiona do przodu. Nie mogli nawet otworzyć oczu.
To nie byli ani mężczyźni, ani kobiety, ani dzieci, ani dorośli. Dziesiątki tysięcy ludzkich ciał poruszało się w tym samym kierunku, szło w moją stronę.
Stałam odwrócona tyłem do stacji Hiroszima, patrzyłam na nich i myślałam: „Ojej, co to wszystko jest? Toż to piekło na ziemi. Co tu się stało?”
Zapomniałam, że mam pomóc babci. Stałam w oniemieniu i przyglądałam się każdej idącej postaci. Nikt z nich już nie jęczał z bólu, każdy tylko szedł w milczeniu jak upiór, wyciągnąwszy przed siebie ramiona.
Pomyślałam, że musiało się stać coś strasznego.
Znowu przypomniałam sobie, że trzeba ratować babcię. Akurat wtedy zobaczyłam trzech w miarę zdrowych żołnierzy i zawołałam do nich : „Panowie żołnierzeeee!”
Miałam wtedy 20 lat, więc wyglądałam raczej atrakcyjnie i pomyślałam, że może oni mi pomogą.
„Panowie żołnierze, bardzo przepraszam. Czy moglibyście pomóc uratować moją babcię, która leży pod zawalonym domem?”, odezwałam się.
„Idiotka! 230 tysięcy mieszkańców Hiroszimy leży teraz pod gruzami. Nie tylko ty jedna jesteś!”, odpowiedzieli.
Kiedy to usłyszałam, pomyślałam sobie: „Aha! Nie wolno już na nikim polegać. Nawet jak powiem, że umieram, już nikt mi nie pomoże.”
Więc muszę sama, za wszelką cenę, własnymi rękoma uratować babcię. Już nie mogę na nikogo liczyć. I wróciłam,
ale nadal nie wiedziałam jak to zrobić. Nie miałam pojęcia, jak mogłabym usunąć to wielkie drzewo.
Kiedy popatrzyłam wokół siebie, wszędzie widziałam kawałki rozbitych szyb okiennych, na wpół powalone belki podtrzymujące stropy sufitów. W środku domy były w okropnym stanie, zmiażdżone i stratowane.
Chłopięce zabawki w tamtych czasach nie były zrobione ani z blachy, ani z cyny, lecz całe były z drewna.
Na szczęście, wielka łaźnia domowa była cała drewniana, ale wciśnięta była z tyłu tej wielkiej poprzecznej belki. Na tej wannie opierała się kolumna kaletnicy.
„To jest to!” „No i co ja zobaczyłam?” Pomyślałam, że przecież pod spodem jest ziemia. Po raz pierwszy zauważyłam, że jeśli będę kopać tu ziemię, to mogę jej sporo wykopać.
I powiedziałam do babci : „Babciu, uratuję cię. Babciu, trzymaj się!” Ruszyłam na pomoc babci, rozgarniając na boki ogromne ilości rozbitego szkła.
Myślę teraz, że to szkło pocharatało mnie w wielu miejscach. Ale to dziwne, bo w ogóle nie czułam żadnego bólu.
Zaczęłam kopać rękami pod ciałem babci, która leżała płasko na ziemi przygnieciona belką.
No tak, ale ja mam malutkie dłonie. I tak sobie rozmyślałam, kopiąc dalej ziemię, że gdybym miała trochę większe dłonie, to by było całkiem inaczej.
Kopałam i kopałam, ale myślałam, że potrzebuję więcej rąk, więc wybiegłam na zewnątrz.
Jak wyszłam, właśnie obok mnie przechodził człowiek, z którego spalonej twarzy zwisały płaty skóry a jego ciało było całkowicie spalone.
Kiedy się zastanawiałam, kto to i zapytalam : „Ktoś ty?”, zorientowałam się, że to ciocia Hanako, z którą byłam dziś rano razem do 6. Mówię do niej: „Czy to ty, ciociu!”, a ona na to: „Tak, to ja.”
Skóra na całym ciele u biednej cioci była doszczętnie spalona, więc mówię do niej: „Cioteńko, co tu robić? Nie poddawaj się!”
Ciocia na to, że zmartwiona losem babci i dzieci, przyszła to sprawdzić. „Bo ja ich na pewno uratuję”, mówi do mnie.
W punkcie piewszej pomocy jedynym lekarstwem był środek odkażający akachin (merkurochrom).
„Ciociu, idź, proszę do punktu opatrunkowego. Ja im tu na pewno pomogę,” powiedziałam. Ciocia na to : „Bardzo cię o to proszę!” I skierowała się do punktu piewszej pomocy.
A ja wróciłam do wykopywania ziemi. Ciało babci zaczęło się ruszać pod belką. Następnie, kiedy powiedziałam, żeby babcia wytrzymała jeszcze trochę i pociągnęłam ją, ona sama niespodziewanie wstała .
Babcia miała wówczas 64 czy 65 lata, ale gdyby to się stało teraz, to z pewnością umarłaby z samego szoku.
Było w niej to niesamowite poczucie, żeby żyć, za wszelką cenę żyć. Dlatego się niespodziewanie podniosła.
„Miyoko! Uciekaj stąd. Grumman znowu tu przyleci.” „Myśliwce bombowe Grummana znowu nadlecą i nas zbombardują! Uciekaj stąd”, powiedziała.
Chociaż babcia w kółko powtarzała, żeby stąd uciekać, ja sobie przypomniałam, że zostało tu wiele rzeczy męża.
Nie wolno mu było zabrać takich przedmiotów jak wojskowy miecz, kanisterek na wodę i skórzana torba, a także lornetka, więc zostawił je w domu.
Kiedyś mąż zwrócił się do mnie słowami : „Może znowu gdzieś będę musiał wyjechać, więc zrób coś z tymi przedmiotami”.  Jako żona żołnierza, okryłabym się hańbą, gdybym odpowiedziała, że nic nie jest przygotowane.
Tylko w tym jednym miejscu wykazałam się dobrymi manierami, bo odpowiedziałam : „Babciu, bardzo mi przykro, ale mam jeszcze coś, co muszę zanieść, więc jeszcze raz tu wrócę. ”
Na to babcia : ”Nie wolno ci tu wracać! Znowu nas zaatakuja i znowu wszystko spłonie!” Ja zaś mówię : „Tylko tego absolutnie nie zrobię. Zaraz wrócę z powrotem.”
Byłam wówczas w piątym miesiącu ciąży, więc pieluszki i ubranka, które sama uszyłam, wsadziłam wcześniej do plecaka.
Torba przez podmuch po wybuchu została wciśnięta w kąt pokoju.
Myślałam, żeby zabrać ten plecak i parę innych rzeczy.
Uważam teraz, że wtedy nikt z uciekających nie miał przy sobie kanistra z wodą.
Jakoże byłam żoną żołnierza, i miałam przy sobie pusty kanister,
kiedy wyszłam na zewnątrz, wlałam do niego wodę z pękniętej rury wodociągowej i przewiesiłam go sobie przez ramię.
Dziewczynka, wyglądająca na uczennicę żeńskiej szkoły, z tak spaloną twarzą, że trudno było określić jej wiek, podeszła do mnie i poprosiła o wodę.
Ofiarowanie jej wody przeze mnie byłoby niczym szczególnym. Ale ona miała ojca i matkę,
a w tamtych czasach, kiedy zdarzały się podobne sytuacje, w każdym gospodarstwie mówiło się, żeby się zbierać razem w wyznaczonym miejscu. 
Dlatego pomyślałam, że z pewnością jej matka czy jej ojciec gdzieś tam na nią czekają. Chciałam, żeby ona tam do nich wróciła.
Mówię do niej, pokazując swą bezlitosną twarz : „Podanie ci wody nie byłoby może aktem godnym pożałowania, ale jak teraz napijesz się wody, to ci może zaszkodzić,
więc idź teraz tam, gdzie mogłabyś spotkać mamę i tatę. Proszę cię, idź poszukaj rodziców. Dlatego ja nie dam ci wody.”
Ja sama czułam się godna pożałowania. Wielokrotnie myślałam, żeby dać jej wody, ale nie dałam rady! Wiedziałam, że umrze, ale nie byłam w stanie jej pomóc.
Czarny deszcz
Zaczął padać czarny deszcz. Jeszcze teraz uważam, że to było dziwne.
Po drugiej stronie dworca w Hiroszimie był duży Wschodni Plac Ćwiczeń Wojskowych, na którym żołnierze przeprowadzali trening wojskowy.
Przeszłam przez ten plac aż do Nakayama-mura (wioska Nakayama), gdzie była dość wąska ścieżka gospodarcza, którą dało się jakoś wreszcie przejechać taczkami. Jak tam docierałam, spadł deszcz.
Rozejrzałam się szybko wokoło i zauważyłam za sobą małą szopę. Pomyślałam sobie, że to idealne miejsce i weszłam tam.
Przyglądałam się w samotności światu na zewnątrz i myślałam, że to co spada z nieba jest strasznie brudne.
Wyciągnęłam rękę i dotknęłam spadających kropel deszczu. Były bardzo ciemne i brudne. Powąchałam je.
Tata pracował przy konstrukcjach budynków, więc znałam zapach smoły węglowej.
Kiedy je wąchałam, pomyślalam, że mają zapach rozrzedzonej smoły węglowej.
Po jakichś 30 minutach albo może po godzinie, dokładnie nie wiem, bo nie miałam zegarka, deszcz ustał. A że przestało padać, pomyślałam sobie, że trzeba szybko wracać, bo babcia i inni będą się niepokoić.
Ubikacja w tamtych czasach byla wypompowywana i właśnie przyjechał jakiś chłop, żeby ją opróżnić.
Starsze kobiety prosiły tego chłopa, że gdyby coś takiego się stało, to żeby im pomógł. Kiedy przyszłam do jego domu, one już tam spaly.
Około 20 osób leżało pokotem, jakby bez życia, na wąskim kawałku ziemi.
Zdarzenia w punkcie pierwszej pomocy
Kiedy dotarłam domu, babcia zakrzyknęła z radością : „Oohh, jak to dobrze, że wróciłaś cała i zdrowa!”
Spojrzawszy, dostrzegłam dwie, może trzy całkiem zdrowo wyglądające starsze kobiety koło tylnego wejścia, które coś tam robiły z szelestem. A kiedy zapytałam uprzejmie, co tam robią,
bo od momentu, kiedy spadła bomba o godzinie 8 minut 15, nikt jeszcze nic nie jadł,
jedna z nich odpowiedziała : „Robimy właśnie kulki ryżowe musubi. Pomyślałam sobie, że wam je zrobię, żebyście wszyscy zjedli!” Na to ja, że też bardzo chętnie pomogę.
„Mówisz, że pomożesz, a przecież ledwo co spadła na ciebie bomba.” A ja na to : „No, ale co z tego, że spadła?”
„No już, połóż się i odpocznij trochę”, mówi babcia. Na to ja : „Nic mi nie będzie. Młoda jeszcze jestem, pomogę ci, babciu.”
Było lato i całe moje ubranie nasiąkło brudnym potem. Przeprosiłam jednak, że może nie będzie to zbyt ładne, ale chcę zdjąć górną część ubrania.
Pod spodem miałam tylko koszulę. „Mam pod spodem tylko koszulkę I wyglądam bardzo nieskromnie i okropnie, ale nie mam innego wyjścia. Muszę zdjąć to wierzchnie odzienie,” powiedziałam.
Ludzie, którym śmierć zaglądała w oczy, wszyscy jak jeden mąż, zgodzili na to bez sprzeciwu. Więc szybciutko zdjęłam ubranie.
Kiedy je zdjęłam, leżący na podłodze zakrzyknęli do mnie : „Szanowna pani! Pani plecy!” „Co się stało z moimi plecami?” pytam. „Od góry do dołu są całe czerwone od krwi,” odpowiedzieli.
Ja sama tego nie widziałam, więc mówię zdziwiona : „Naprawdę? Ale ani mnie nie boli, ani nie swędzi, więc nie będę się tym przejmować”.
„Jest pani pewna, że wszystko w porządku? Czy nie lepiej opatrzyć te rany?”, mówili. Ale wszystko już zaschło.
Latem, 6 sierpnia wszystko wysychało na pieprz. „Wszystko będzie dobrze,” odpowiedziałam i wróciłam do pomagania.
Było jeszcze dość wystarczająco czasu, więc ciężko ranni spali na podłodze. W innym miejscu w pobliżu tego domu, gdzie znajdował się punkt pierwszej pomocy, opatrywano rany i układano na ziemi ciężko rannych.
Poszłam tam, żeby zobaczyć, jaka jest sytuacja. Była to szkolna sala gimnastyczna.
Rozłożono tam słomiane maty a na nich leżało bardzo wielu umierających ludzi,
wszscy razem bez różnicy, czy to mężczyźni czy kobiety, dzieci czy dorośli.
Kiedy spojrzałam, dostrzegłam, że wszystkie twarze bez wyjątku były spalone i wszyscy wyglądali tak samo.
Przyglądam się i widzę, że mężczyzna z torbą na plecach macha do mnie ręką zapraszająco. Wyszłam więc z sali gimnastycznej i zapytałam go o co chodzi.
„Tam, gdzie właśnie teraz byłem, w tym miejscu była moja córka, uczennica żeńskiej szkoły”, powiedział.
Wreszcie zlokalizował miejsce pobytu swojej córki, ale ponoć żona umarła na miejscu."
Starał się jak tylko mógł, by odszukać córkę, aż udało mu się tu ją spotkać. „To ja, twój tatuś”, powiedzial, a ona zapytała : „A mamusia?”
Była już umierajca, ale nadal wołała swoją mamę.
Mężczyzna zwrócił się więc do mnie: „Ja cię strasznie przepraszam. Ona już nie widzi na oczy. Proszę, idź do niej i jakoś tak zawołaj ją po imieniu. To pomyśli sobie, że to jej mama.”
Ja miałam tylko 20 lat i powiedziałam mu, że ja tego nie potrafię zrobić, ale on ciągle mocno nalegał.
Zrobiło mi się go strasznie żal. Wreszcie i ja nie wytrzymałam. Podeszłam do niej i zawołałam : „To ja, twoja mamuśka,” ale dziewczynka odpowiedziała :„Nie, to nie ty, mamusiu!”
Zrozumiałe było, że rozpoznałaby głos własnej matki. „To nie moja mama!”, po chwili  oddała ducha.
Do domu znajomego mego męża
Przyszła wiadomość, ale nie pamiętam dokładnie, czy to od męża, czy też od kogoś innego.
„Zapraszamy do naszego domu. Ciężko ci będzie na sercu otrzymać pomoc od nieznajomych, więc witaj w naszym domu.” Ktoś tymi słowami zapraszał mnie do siebie.
Dlatego znowu przechodziłam przez Wschodni Plac Ćwiczen Wojskowych. Widziałam wtedy, że większość ciał zmarłych była już uprzątnięta.
Podpalono około stu ciał ułożonych na stosie, który płonął coraz wyżej. Tu i ówdzie same paliły się ciała ludzkie.
Dotarłam w końcu do dworca w Hiroszimie. Wszędzie widziałam porzucone ludzkie ciała piętrzące się po obu stronach wąskiej dróżki, którą szłam.
Wcześniej na ich widok czułam przerażenie i drżałam na całym ciele, ale po 5, może 10 minutach patrzyłam na wszystko zobojętniałym wzrokiem,
na tego dziadka, który umarł bez żadnych widocznych obrażeń na ciele, na tę matkę, która przykrywa swoim ciałem zmarłe w jej ramionach dzieciątko.
Szłam tak sama i patrzyłam. Wtedy uderzyła mnie myśl : „Aha! Człowiek to taki dziwny rodzaj zwierzęcia...”
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam pojedyńcze ciało, to cała się trzęsłam z przerażenia, a teraz kiedy widzę dziesiątki, setki takich ciał, już to na mnie nie robi wrażenia. Stałam się spokojna i zobojętniałam.
A więc tak wygląda wojna? Gdyby nie było wojen, nie zabijano by nieznajomych, ludzi, których się wcześniej nigdy nie spotkało. 
Nawet owada bym nie potrafiła zabić, to jak mogłabym zabić człowieka? To jest zabijanie niewinnych ludzi, którzy nie zrobili niczego złego.
„Aha, więc to dlatego idzie się na wojnę?” rozmyślałam i szłam przed siebie. Sceneria wokół mnie była porażająca.
W  tamtym gospodarstwie spędziłam dwa dni. Ktoś po mnie przyjechał 8 sierpnia a 9 sierpnia znalazłam się w tamtym domu.
Ponowne spotkanie z matką
Wtedy już wojna się skończyła. Przyszedł do nas ktoś jakby przewodniczący naszej wspólnoty dzielnicowej.
„Kiedy przyjadą tu Amerykanie, będzie bardzo niebezpiecznie. Niech kobiety i dziewczęta uciekają stąd szybko, jeśli mają dokąd”, powiedział.
Byłam wtedy w siódmym miesiącu ciązy i miałam wydatny brzuch. Podziękowałam mieszkańcom tego domu, w którym mieszkałam i wyjechałam.
W tamtym czasie jeździły już pociągi do prefektury Yamaguchi. Wysiadłam w miejscowości Yanai w prefekturze Yamaguchi i wsiadłam do autobusu.
Dojechaliśmy na Tanadoge ( Przełęcz Tana) i autobus nie mógł już jechać dalej. Powiedziano nam, żebyśmy go popchali.
Miałam ogromny brzuch i dużo bagażu ze sobą, więc nie mogłam niczego takiego robić. Nie dałabym też rady iść górską drogą, więc tam zostałam.
Zapytałam uprzejmie, czy wśród pasażerów, którzy wracają teraz do wioski nie ma kogoś, kto by znał dom państwa Sekiya z Saga-mura (wioska Saga).
Odezwała się jedna babcia, mówiąc, że dobrze zna panią Sekiya.
„Czy mogłaby pani przekazać jej, żeby posłali po mnie jakiegoś mężczyznę z taczką, bo ja nie za bardzo mogę się ruszać.”
Kiedy na nich czekałam, przyjechało po mnie dwu młodych mężczyzn, każdy z taczką.
Moi rodzice byli przekonani, że ja na 100 procent nie żyję, więc jak moja matka mnie zobaczyła, krzyknęła „Miyoko” i przytuliła się mocno do mnie. „Jak to dobrze, że ty żyjesz!”
„Jesteś cała utytłana w truciźnie! Wejdź zaraz do wanny a ja cię całą spłuczę.” Nie mam pojęcia, skąd oni brali bieżącą wodę do spłukiwania, ale wsadzono mnie do wanny.
Rodzice wyjechali do Korei i zostawili swoje domy. Zarówno dom matki jak i dom ojca, były bardzo stare, ale oba ostały się bez szwanku.
Urodziłam w domu matki. Mówiąc o porodzie, to nawet lekarza przy nim nie było, a ktoś poszedł tylko po akuszerkę. No i tak urodziłam dziecko.
Wtedy też wrócił mąż i wreszcie zaczęliśmy normalne życie w Tokio.
W tamtym czasie czułam się zupełnie dobrze i nic mnie nie bolało. Nie myślałam nawet o tym, że mogłabym chorować na chorobę popromienną. O niczym takim w ogóle nie myślałam.
Następstwa wybuchu atomowego
Kiedy mieszkaliśmy w Tokio, nie miałam żadnych objawów. Przeprowadziliśmy się do Kioto. Pracowaliśmy przy piecyku naftowym firmy Corona. Praca męża polegała na malowaniu obrazków na kimonach najlepiej jak tylko umiał.
Ja siedziałam przy nim i suszyłam te kimona. Pewnego razu zrobiło mi się niedobrze i prawie zwymiotowałam.
Byłoby to nie do wybaczenia, gdybym zwymiotowała na czyjeś białe kimono warte kilka tysięcy jenów.
Odezwałam się więc do męża: „Bardzo cię przepraszam, mężu. Pozwól, że się położę, bo trochę źle się czuję.” Ściął mnie wtedy ostro wzrokiem.
Dawniej mężowi byli właśnie tacy, a mój, ponieważ poszedł na wojnę i walczył na froncie, uważał może, że ja się pieszczę.
Dlatego spojrzał na mnie bardzo ostro, ale ja się tym już nie przejmowałam, bo czułam, że zaraz zwymiotuje.
Wybiegłam szybko do sąsiedniego pokoju, zwymiotowałam do umywalki i położyłam się spać. Leżałam tak do piątej.
Pamiętałam jak się jeździ na rowerze, więc pojechałam na nim do Higashi Muko-machi. Zostawiłam tam rower i wsiadłam do pociągu Hankyu do Saijo Omiya.
Stamtąd pieszo doszłam do sklepów z kimonami w Nishi-no Toin i Higashi-no Toin. "
Po dotarciu tam, wydałam im wszystkie instukcje, co mają dalej robić.
„Kiedy będziesz wracać, kup mi steka wołowego,” poprosił mąż. „W Shijo Omiya jest taki wyborny sklep mięsny, tylko tamtejsze steki mi smakują.”
„No trudno, będę musiała aż tam pojechać”, pomyslałam. A kiedy już prosiłam o mięso w sklepie, znowu zrobiło mi się niedobrze i zebrało na wymioty.
Zrobiło mi się nieswojo, bo jak można wymiotować w miejscu, w którym handluje się żywnością. Wyszłam więc na zewnątrz. No, ale na ulicy też nie mogłam wymiotować. Nie miałam innego wyjścia jak przetrzymać to okropne uczucie. Cała zbladłam na twarzy.
Z ledwością dałam radę kupić mięso. Było mi strasznie trudno i właściwie nawet nie pamiętam, jak dotarłam na dworzec.
I znowu wsiadłam do pociągu i dojechałam do Higashi Muko- machi, a stamtąd miałam wrócić na rowerze do domu,
ale po drodze zrobiło mi się czarno przed oczami, potknęłam się i się przewróciłam.
Poszłam do szpitala i poprosilam : „Bardzo przepraszam. Zraniłam się. Czy mogę prosić o pomoc?”
Lekarz zapytał, dlaczego się przewróciłam, a ja na to, że nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i się przewróciłam.
„To jest bardzo dziwne! Takie rzeczy się nie zdarzają. Czy nie chorowałaś na coś poważnego?” „Nie, nie chorowałam,”odpowiedziałam.
„Rozumiem. To dziwne! Zbadam ci krew”. A kiedy mi ją zbadano,
lekarz zdiagnozował straszliwą rzecz, że mogę w każdym momencie umrzeć. Przy tym anemia jest niczym. Miałam niesamowicie posuniętą niedokrwistość.
„Jeśli się zaczniesz znowu ruszać, umrzesz. Trzeba ci natychmiast przetoczyć krew,” stwierdził lekarz.
Mąż na to mówi : „A ty wiesz skąd jest ta krew? Znasz człowieka, który ci ją odda?”
„Nie pozwolę na to! To jakiś żart, żeby taką krew jej przetaczać!” Pomyślałam sobie wtedy, że lepiej umrzeć niż mu się opierać.
Zrozumiałam, że nie mogę się sprzeciwiać słowom męża, który nie pozwala na transfuzję. Odpowiedziałam więc: „Jest mi obojętne, czy mi przetoczycie krew czy nie. Wracamy.” I wróciliśmy do domu.
Następnego dnia znowu musiałam pomagać mężowi w pracy.
Raz doktor ze szpitala powiedział mi : „Jak będziesz w pobliżu, to wpadnij do nas.” A jak tam zajrzałam, to powiedział, że mają dla mnie odpowiednie lekarstwo na moją chorobę.
„A co to jest ?” Był to Mastigen, lekarstwo na zwiększenie ilości krwi.
„To jest takie lekarstwo, dzięki któremu wyrówna ci się poziom krwi przez zastrzyki, więc przyjeżdżaj do nas codziennie.” Przez ponad miesiąc codziennie jeździłam do szpitala.
Dzięki temu odzyskałam siły do życia. I już raczej się nie przewracałam.
Jednak po jakims czasie znowu nagle upadłam. Akurat wtedy było w domu kilku uczniów męża.
Poczułam, że ci uczniowie bardzo się przestraszyli. Pospiesznie rozłożyli mi materac i kazali mi się położyć.
Takie sytuacje często się zdarzały, ale wtedy męża nie było w domu.
Mąż był takim człowiekim, który nie miał pojęcia, że ja mogłabym być w ogóle chora. Człowiekiem, któremu nawet przez myśl by nie przeszło, że ja jestem chora.
Kiedyś weszłam do wąskiej umywalni, w której stała pralka i zdałam sobie sprawę, że mogłabym się przewrócić. No i się przewróciłam. Uderzyłam się w śmiertelnie niebezpieczne miejsce, bo było wąsko.
Kiedy upadałam z hukim, po raz pierwszy mąż był wtedy w domu, otworzył drzwi i z całych sił zakrzyknął do mnie donośnym głosem : „Co się stało?” 
Gdy go usłyszałam, próbowałam odpowiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Po raz pierwszy mąż rozesłał dla mnie na podłodze materac i ułożył mnie na nim do snu.
Właśnie wtedy przyszedł kolega męża i zadzwonił po lekarza do szpitala. Ten dał mi zastrzyk i jakoś wreszcie się uspokoiłam.
Zbiorowy pozew o uznanie choroby popromiennej
Zostałam przewodniczącą grupy pozywającej sąd na terenie regionu Kansai
Jeśli chodzi o wiek, to byłam wśród nich najstarsza. Było nas w sumie dziewięcioro i wszyscy byliśmy bardzo słabi fizycznie.
Kiedy postawiano nas przed głównym sędzią, spuściliśmy jedynie głowy
i tylko to zdołaliśmy powiedzieć z wielkim wysiłkiem : „Spadla na nas bomba i doświadczyliśmy strasznych rzeczy, więc prosimy o pomoc.”
Ja mam taki charakter, że od razu wybuchnęłam : „To są chyba żarty! To wszystko nie było takie proste! Patrzcie na siebie, przecież dla was to też nie było takie proste!”
Stał przy mnie adwokat i wręczył mi kawałek wydrukowanego papieru. „Zeznajesz jako ostatnia, to może to tylko przeczytaj.”
Kiedy spojrzałam na papier, przeczytałam zaledwie tyle : „Nazywam się Kodaka Miyoko. W 1945 roku, będąc w piątym miesiącu ciąży, zostałam zbombardowana”
Pomyślałam sobie : „Co to jest!?!” Kazano mi przeczytać, więc w końcu przeczytałam, stojąc przed przewodniczącym składu sędziowskiego.
Kiedy skończyłam, adwokat chciał przesunąć mój wózek inwalidzki, ale ja mu powiedzialam, żeby mnie nie ruszał.
„Ja na tym nie zakończę! Dajcie mi powiedzieć do końca to, co ja chcę tu powiedzieć, więc nie ruszajcie mojego wózka!”
„ Nie miałam dotąd możliwości opowiedzenia i cierpliwie czekałam na taką okazję. Jeśli jest ktoś, kto mnie wysłucha, będę mówiła. Opowiem wam całą prawdę.”
Stanęłam przed głównym sędzią i mówię : „Wysoki Sądzie! Przypuszczam, że nie ma pan zbyt dużo czasu i jest pan bardzo zajęty.
Ale ja tego tak nie zostawię. To nie było takie proste. Dlatego też pozwolę tu sobie teraz wszystko opowiedzieć.”
Zapytałam : „Wysoki Sądzie, pan na stanowisku głównego sędziego ma zapewne około 60 lat.”
„Zgadza się,” odpowiedział sędzia. „A zatem jest pan w wieku mojego zięcia. Taka jest mniej więcej różnica wieku.
W każdym razie, kiedy spadła bomba, to Wysokiego Sądu nie było jeszcze na świecie, a więc nie wie pan, co to jest bomba atomowa. Jeśli miałoby się poprosić kogoś, kto nic nie wie o opowiedzenie tego, to ten ktoś nic nie powie,” mówię mu.
„Nie da się już opowiedziec, jak straszliwa jest bomba atomowa.
Już na samą myśl, że trzeba opowiadać, łzy same toczą się po policzkach z przerażenia,” powiedziałam.
Kiedy zaczęłam wspominać uczennicę szkoły żeńskiej, która prosiła o wodę, łzy leciały mi po policzkach nieprzerwanie.
„Wierzcie mi, tego się nie da wybaczyć. To nie może się już nigdy więcej powtórzyć. To nie chodzi o to, by nas chronić czy nie. Chodzi o coś ważniejszego.”
Mówiłam i cały czas płakałam. „Nie wolno nam na całym świecie dopuścić, żeby to się powtórzyło.”
Na to sędzia: „Tak, zrozumiałem!!” No i nasz pozew został pozytywnie rozpatrzony.
Adwokaci na mój widok, zamachali mi rękami a ja im odmachałam.
Adwokaci ci kupili sobie lunch i na własny koszt przyjechali pociągiem do Osaki, żeby nas duchowo wspierać.
Płakałam z radości na samą myśl, że ci ludzie zawalczyli z własnym krajem i zwyciężyli.
To co chciałabym przekazać
Prawdopodobnie potrzeba nam czasu. Mówię może trochę od rzeczy, ale czy czasem nie wpadamy w takie emocje, że chcielibyśmy, choćby i raz, wystrzelić z broni palnej.
Na wojnie nie giną wielcy tego świata.
Wśród moich najbliższych, mój starszy brat był studentem Uniwersytetu Centralnego, bo chciał zostać adwokatem, ale go wzięli do wojska i poległ na froncie.
Mój starszy brat i młodsza siostra umarli, mój majątek został skonfiskowany a ja stałam się ofiarą nalotu atomowego.
Ze wszystkich stron, a to z tej, to znow z tamtej, atakują mnie nieszczęścia.
Dlatego też chcę dziś powiedzieć młodym ludziom, że nie wolno zgadzać się na wojnę. Nie wolno myśleć, że wojna jest super fajna.
Dotąd mieliśmy w Japonii pokój przez 70 lat. Dlaczego teraz wybuchają wojny?"
Dlatego chcę, żebyście mówili, że nie wolno wzniecać wojen! Jeśli się tak nie stanie, to wszyscy zostaną wcieleni do wojska.
Ja mam troje prawnucząt. Na samą myśli o nich dostaję zimnych dreszczy.
Nawet i teraz tu i tam pełno jest niewielkich konfliktów zbrojnych. Dlaczego? Tak sobie myślę, czy nie warto się pogodzić?
Nie wolno tak mówić, że to jest mój kraj i wyganiać z niego ludzi! Czy nie lepiej się pogodzić? Tak, żyjmy wszyscy w zgodzie.
świadek  Kodaka Miyoko  ( w chwili nagrywania miała 91 lat)
Projekt i wykonanie : Państwowa Izba Pokoju i Pamięci Ofiar Bomby Atomowej w Hiroszimie
Tłumacze :   Urszula Styczek -Boyede  i  Hiromi Ide
     Nadzorujący tłumaczenie : Urszula Styczek-Boyede
      Koordynator tłumaczenia  :  NET-GTAS(Network of Translators for the Globalization of the Testimonies of   Atomic Bomb Survivors)
 
 

Wszystkie prawa zastrzeżone. Nieupoważnione kopiowanie zdjęć bądź artykułów zamieszczonych na tej stronie jest surowo zabronione.
HOMEに戻る Top of page
Copyright(c) Hiroshima National Peace Memorial Hall for the Atomic Bomb Victims
Copyright(c) Nagasaki National Peace Memorial Hall for the Atomic Bomb Victims
All rights reserved. Unauthorized reproduction of photographs or articles on this website is strictly prohibited.
初めての方へ個人情報保護方針
日本語 英語 ハングル語 中国語 その他の言語